Translate

29 maj 2016

Automaty, roboty, AI i człowiek.

    Tak szczerze, to do popełnienia tego wpisu skłoniły mnie pojawiające się ostatnio artykuły o zagrożeniach wynikających z postępującej robotyzacji, w których przyszłość człowieka jest przedstawiana niczym w post-apokaliptycznych powieściach SciFi, jak choćby "Diuna". Post ten jest w gruncie rzeczy syntezą moich komentarzy do owych artykułów.


    Nie boję się ani automatyzacji, ani robotyzacji, ani tym bardziej AI (sztucznej inteligencji). Równocześnie wcale nie dziwię się Edowi - byłemu szefowi McDonald's za słowa: „Taniej kupić robotyczne ramię za trzydzieści pięć tysięcy dolarów niż zatrudnić pracownika, który nieefektywnie pakuje frytki za piętnaście dolarów za godzinę”. Pracownik na takim stanowisku, to powoli zaczyna być archaizm. Na takim stanowisku trzeba po pierwsze stosować zabezpieczenia wymagane przez BHP, po drugie mechanizmy "idioto-odporne", a po trzecie mechanizmy poka-yoke (z japońskiego - zapobieganie błędom, stwarzanie warunków w których błąd będzie zauważony i możliwy do poprawienia), a i tak nie zapewni to płynności procesu, wynika to choćby z samych założeń poka-yoke - możliwość poprawienia błędu wymaga czasu. Inną kwestią jest samo zatrudnienie: pracownika nie trzeba wcale zwalniać - on po 2-4 miesiącach sam się zwolni, ponieważ ten typ pracy jest bardzo "odmóżdżający" i nikt długo nie wytrzymuje. Linie produkcyjne, to poroniony pomysł ery rewolucji przemysłowej i nigdy nie były naturalnym środowiskiem człowieka -  dobrze, że się od tego odchodzi.

    Gdzie się podzieją te "ludzkie automaty"? Cóż... wraz z nowymi technologiami rodzą się nowe stanowiska pracy... zrobotyzowane linie produkcyjne wymagają nadzoru i serwisowania, owe linie trzeba wybudować, to zadanie dla ludzi, ponieważ nie ma i nigdy nie będzie procesów w pełni uniwersalnych... nawet gdy zastosujemy uniwersalnego robota, to potrzebuje on specjalistycznych końcówek roboczych, dodatkowo potrzeba specjalnie do danego zadania zaprojektowanych podajników, przenośników, stanowisk roboczych i odkładczych. To wszystko wyżej wymienione, to elementy jednostkowe i małoseryjne, wobec czego tylko ludzie są w stanie to wykonać. Jakie jeszcze inne stanowiska powstaną, nie potrafię sobie nawet wyobrazić... jeśli w końcu powstanie AI, potrzeba będzie nauczycieli i wychowawców dla "niej".

    Tak, zdaję sobie sprawę, że niektórzy będą mieć problem, nie będą się umieli przystosować, ale tak już było,podczas rzeczonej rewolucji przemysłowej i jakoś społeczeństwo dało sobie radę i będzie to musiało zrobić jeszcze niejednokrotnie. Poza tym wciąż istnieją i będą istnieć zawody typowo dla ludzi, gdzie nie trzeba się wykazywać wybitną znajomością współczesnych technologii, gdzie premiowany jest spryt, komunikacja międzyludzka i zdolności manualne. Takie zawody, to między innymi: fachowcy do remontu mieszkania, hydraulicy, stolarze, zduni, elektrycy, dekarze, czy malarze.

    Pracownicy niewykwalifikowani, jako tacy muszą odejść w zapomnienie, dziś trzeba być specjalistą w swoim zawodzie. Wspomniane wcześniej zawody, uznawane u nas za rzemieślnicze wymagają przygotowania w szkołach zawodowych i technikach, ale również i dobrej, prowadzonej od doświadczonym okiem, praktyki.

    Obecnie zwalniani niewykwalifikowani pracownicy, to problem raczej przejściowy, młodzi mogą się doszkalać, starsi przejdą w końcu na emerytury. A co do malejącej liczby miejsc pracy... cóż... przecież od samego początku człowiek dąży do zminimalizowania czasu pracy, więc zamiast jedna osoba pracować 8 godzin, można zatrudnić dwie pracujące po 4 godziny, jednakże wymaga to rozwiązań systemowych, żeby nie odbywało się to kosztem pogorszenia warunków życia, ale z tym nie powinno być problemu, w końcu robotyzacja powoduje obniżenie kosztów produkcji.

    Żeby nie było do końca różowo, dostrzegam też zagrożenia, zwłaszcza, tu, w Polsce, wynikają one głównie z wad naszego szkolnictwa, oraz rozleniwienie i wygodnictwo młodzieży.

    Szkolnictwo jest niedostosowane do rzeczywistości, a młodzi ludzie bywają błędnie przekonani, że wystarczy tylko "papier", nie ważne z czego, wobec czego wybierają "łatwy" kierunek, ale te czasy minęły wraz z "komuną", teraz pracodawca oczekuje wykształcenia w konkretnym kierunku. Niestety w ciągu ostatnich lat "naprodukowaliśmy" w ten sposób masę "specjalistów" od ochrony środowiska, marketingu, zarządzania itp, a potrzeba inżynierów, konstruktorów, technologów, chemików i innych wysoko wyspecjalizowanych kierunków... ale cóż, są to ciężkie kierunki, zwłaszcza biorąc pod uwagę nasze metody nauczania, gdzie nie wystarczy tylko chodzić na wykłady, ale trzeba również zmusić się do samokształcenia, dlatego wciąż nie cieszą się należytym zainteresowaniem. Być może wczesne uświadamianie, może nawet na poziomie szkoły podstawowej, konieczności starannego i rozważnego wyboru dalszego kierunku nauki, wpłynie na zmianę tego niekorzystnego zjawiska.

    Na zakończenie muszę wspomnieć, że piszę te słowa z perspektywy człowieka, który wydatnie się przyczynia do wzrostu automatyzacji.



PS. Zaczynam się zastanawiać, czy dobrze wybrałem nazwę dla tego bloga...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Do "Januszy biznesu". Wszelkie komentarze noszące znamiona reklamy (link do strony firmowej, nazwa użytkownika będąca nazwą bądź adresem firmy itp.) będą niezwłocznie usuwane.